E-ZAHUTYN.COM.PL

Witamy na naszej stronie wsi Zahutyń. Tutaj znajdą państwo najnowsze wydarzenia, które dotyczą naszego regionu i naszej wspaniałej miejscowości.

E-ZAHUTYN.COM.PL
SOŁECTWO

Z Warszawy obwodnicy przez Zahutyń nie widać

Spotkanie mieszkańców Zahutynia i władz samorządowych gminy Zagórz i powiatu sanockiego z autorami koncepcji II etapu obwodnicy Sanoka – krakowskiej firmy Sveco i przedstawiciela rzeszowskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) nie wniosło do sprawy nic nowego. Projektanci twierdzili, że zrobili to, co mieli zlecone przez inwestora, ten zaś obniżał temperaturę zgromadzenia uspokajającym: „to dopiero koncepcja, która nie ma w sobie mocy decyzyjnych.”

Siła protestu, a także przekonanie, że opracowana koncepcja wyrządza mieszkańcom ewidentną krzywdę, nie rozwiązując żadnych problemów, sprawiły, że burmistrz Zagórza Ernest Nowak wraz z posłem Piotrem Uruskim zamierzają interweniować w sprawie Zahutynia w centrali GDDKiA oraz w Ministerstwie Infrastruktury. Do spotkania ma dojść w przyszłym tygodniu.

Wprowadzenie burmistrza E. Nowaka, jak nietrudno się domyślać, było po myśli uczestników spotkania. – Od lat mieszkańcy Zahutynia zabiegali, aby mieszkając przy drodze krajowej wiodącej w Bieszczady, mogli żyć w miarę bezpiecznie. I to się im udało! Jesienią 2018 roku odwiedził nas Minister Infrastruktury Andrzej Adamczyk i oświadczył: „będziecie mieli drogę z chodnikami, ścieżkami rowerowymi, przystankami autobusowymi.” Byliśmy przeszczęśliwi! 17 lutego 2020 r. doszło do podpisania umowy z projektantem i wykonawcą zarazem na realizację inwestycji wartości 29 mln. złotych. Tymczasem, niczym grom z jasnego nieba, spadła na nas wiadomość, z której wynikało, że mieszkańcy Zahutynia będą mieli drogę, ale przebiegającą przez ich podwórka, pod samymi oknami. Dziś zapytam: komu to było potrzebne? Opracowana koncepcja nie rozwiązuje żadnych problemów. Komplikuje życie mieszkańcom, zniszczy przedsiębiorców, utrudni dojazd turystom udającym się w Bieszczady. Czy o to chodziło inwestorowi i projektantom?

Nie chcieli oglądać obrazków

Odpowiedzią była prezentacja koncepcji programowej w postaci wizualizacji w kolorze, przerwana przez zirytowanych uczestników spotkania, gdy ci ujrzeli na ekranie planszę wyliczającą korzyści, jakie w realu przyniesie opracowana koncepcja. Dowiedzieli się z niej, że wyprowadzi ruch tranzytowy z centrum Sanoka, poprawi bezpieczeństwo na drodze, zwiększy przepustowość i prędkość na drodze. I w tym momencie dały się zauważyć pierwsze oznaki zdenerwowania. – Jak Panowie widzicie, prezentacja Państwa koncepcji nie spotyka się ze zrozumieniem zebranych. Mieszkańcy Zahutynia już ją znają niemal na pamięć. Dlatego oczekiwałbym konkretnej odpowiedzi: czy ta koncepcja jest jedyną, jaka wchodzi w rachubę i czy jest jakieś pole kompromisu? – pytał Jerzy Zuba, przewodniczący komisji transportu Rady Powiatu Sanockiego. Jedyną odpowiedzią przedstawiciela GDDKiA było stwierdzenie, że koncepcja programowa nie jest dokumentem wiążącym. Było ono asumptem do aktywności uczestników.

Z krytyką wystąpił Adam Drozd, radny Sejmiku Wojewódzkiego. – Przewróciliście panowie ludziom życie do góry nogami. Wasza koncepcja jest nieakceptowana nie przez jednego czy dwóch, ale przez wszystkich mieszkańców Zahutynia. Czy jesteście tego świadomi? Czy wiecie, że z Leska do Sanoka już teraz jedzie się dwie, a czasami i trzy godziny? Czy wierzycie, że dzięki budowie jeszcze jednego ronda przyspieszycie ruch, skoro wiadomo, że każde rondo go spowalnia? Jestem przekonany, że są możliwe rozwiązania lepsze, logiczniejsze, nie burzące ludziom życia. Takich potrzebujemy!

Z mitem o rzekomej poprawie bezpieczeństwa szybko rozprawiła się radna gminy Zagórz Aneta Szczepek. – W waszej koncepcji dajecie nam w darze drogi techniczne po obydwu stronach „autostrady”. To nimi każecie dzieciom chodzić do szkoły, mimo, że nie przewidujecie na nich chodników, nie mówiąc już o ścieżkach rowerowych. A to na nich skupi się cały ruch lokalny, z nich będą korzystać firmy transportowe, rolnicy, klienci salonu samochodowego i sami mieszkańcy. Uważacie panowie, że na nich będzie bezpiecznie, zwłaszcza, że znikną przystanki autobusowe, przez co skazujecie nasze dzieci na chodzenie do szkoły, a nie są to małe odległości. W przyjętych założeniach projektowych używacie określenia „pojedyncze zabudowania”. Czterdzieści budynków na tak niewielkim terenie, czy to na pewno jest „rozproszona zabudowa”?

Maria Izdebska, jedna z mieszkanek Zahutynia, podważyła ważność przyjętych przez projektantów decyzji środowiskowych. Wykorzystano tutaj decyzje administracyjne z lat 2014 – 2015, wydane dla projektów dotyczących budowy obwodnicy Sanoka I i II etap. – Konsultowaliśmy się z organami Ochrony Środowiska, gdzie dowiedzieliśmy się, że przepisy nakładają obowiązek dokonania ponownej oceny oddziaływania inwestycji na środowisko. Wydaje się to logiczne, gdyż tamta ocena dotyczyła obwodnicy Sanoka, która nie przewidywała jej przebiegu przez Zahutyń, doliną potoku Brodek, w kierunku Sanu – tłumaczyła pani Maria. Z zarzutem tym nie zgodzili się projektanci.

Jak można było coś takiego wymyślić?

Z krytyką opracowanej koncepcji wystąpił Ernest Nowak, burmistrz Zagórza. – Zacznę od celowości zamierzonej inwestycji. Dzisiaj zdecydowana większość pojazdów kieruje się w Bieszczady, nie do Przemyśla. Natężenie ruchu na odcinku Sanok-Zagórz jest wielokrotnie wyższe niż na odcinku Sanok-Przemyśl. Prognoza ruchu na rok 2027 dla tych dróg jest szacowana odpowiednio na 22.200 i 7.350. Dane te warto zderzyć z kosztem projektowanej inwestycji, szacowanym na 170-190 mln. zł. My potrzebujemy obwodnicy w Bieszczady i nad taką warto by zacząć pracować koncepcyjnie. Gdyby ta koncepcja rozwiązywała problemy dotarcia w Bieszczady i powrotów, może przy pewnych kompromisach próbowalibyśmy ją jakoś przełknąć, ale tak nie jest!

Wątek ten kontynuował Adam Szpara, radny powiatu sanockiego, pytając – Czy dla przebudowy 1 kilometra drogi warto poświęcać tak ogromne pieniądze? Czy trudno jest zrozumieć, że kolejne rondo nic nie poprawi, a wręcz przeciwnie? Czy warto przez 1 kilometr zaprojektowanej drogi mieć przeciwko sobie całą społeczność Zahutynia? Nie warto. Dlatego proponuję przywrócić pierwotną wersję z 2020 roku, zmieniając klasę techniczną drogi z GP na G! Tym jednym ruchem można jeszcze wszystko naprawić. A koncepcyjnie pomyślmy nad wytyczeniem korytarza, który w przyszłości będzie prawdziwą obwodnicą prowadzącą w Bieszczady.

Czy taka zmiana klasy drogi, z GP na G, w ogóle jest możliwa? Czy tę rozpędzoną machinę można jeszcze powstrzymać? Do odpowiedzi na te pytania zmierzało kolejne wystąpienie Adama Drozda. – Panowie, chętnie dowiedzielibyśmy się czy macie jeszcze jakieś inne wersje koncepcji, którą prezentujecie, czy ta jest tą jedyną, zleconą wam przez inwestora? Ciekawi też jesteśmy skąd macie wytyczne, które przerodziły się w to, co proponujecie? Odpowiedzią było krótkie stwierdzenie jednego z projektantów Sveco, iż w zleceniu, jakie otrzymali od GDDKiA, było konkretnie powiedziane, iż to ma być droga klasy technicznej GP. To z kolei determinowało rozwiązania przyjęte przy opracowywaniu koncepcji.

Nadzieja umiera ostatnia

Co dalej? Na to pytanie znał odpowiedź burmistrz Ernest Nowak, oświadczając, że w najbliższym tygodniu uda się w tej sprawie do Ministerstwa Infrastruktury oraz do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. W spotkaniach tych ma mu towarzyszyć poseł Piotr Uruski. Zapytani o szansę na odrzucenie opracowanej przez Sveco koncepcji, obydwaj wydawali się być dobrej myśli. – Zwykle udaje się nam trudności pokonywać. Liczę zatem, że dojdzie do odstępstw, które okażą się satysfakcjonujące dla mieszkańców Zahutynia – stwierdził poseł Uruski. Bumistrz Nowak dodał: – Wierzę, że siła argumentów, jakimi dysponujemy, zrobi wrażenie na decydentach, co przełoży się na pewne decyzje. Skoro w 2020 roku można było powstrzymać machinę, mimo iż mieliśmy już podpisaną umowę z wykonawcą, to teraz też zmiany będą możliwe. Zwłaszcza, że one są konieczne.

Po środowym spotkaniu, a zwłaszcza po tych ostatnich słowach burmistrza, ciśnienie w Zahutyniu spadło. Wszyscy będą z niecierpliwością nasłuchiwać wieści z Warszawy. Niechby były dobre!

Czytelnicy pytają zdziwieni – jak to jest, że w sferach rządowych zapadają decyzje o inwestycjach dużej wartości, w tym przypadku prawie 200 milionów złotych, które nie dość, że nic nie poprawiają, wyrządzają jeszcze dużo zła i krzywd. Ja też tego nie mogę zrozumieć, ale próbuję. Wydaje mi się, że ci, którzy w Warszawie podejmują te decyzje, są karmieni informacjami, iż przyznanie środków na realizację II etapu obwodnicy Sanoka rozwiązuje wiele problemów: wyprowadzi ruch tranzytowy poza Sanok, poprawi dostępność w dojeździe w Bieszczady, zwiększy bezpieczeństwo itd. Oni wierzą w prawdziwość tych informacji, ba, są o tym w pełni przekonani. I nie mają prawa wiedzieć, że inwestycja ta niewiele ma wspólnego z wyprowadzeniem ruchu tranzytowego z centrum Sanoka, że nie przyspieszy, a spowolni ruch na drodze prowadzącej w Bieszczady, że będzie przysłowiową deską do trumny dla kilkudziesięciu rodzin mieszkających w Zahutyniu. Wielu z nich może w ogóle pierwszy raz spotka się z nazwą miejscowości Zahutyń. Z Warszawy obwodnicy przez Zahutyń nie widać. Może by tak odezwali się ci, którzy lobbowali w stolicy realizację II etapu obwodnicy Sanoka. Może by głos zabrali ci, którzy zajmują się drogami na Podkarpaciu i powinni doskonale wiedzieć co jest dobre, a co złe. Bo chyba coś tu zaszwankowało!

S. W spotkaniu w Zahutyniu uczestniczyli: Łukasz Mikina, kierownik projektu i Michał Jurek, reprezentujący krakowską firmę Sveco oraz Wiesław Roszkowicz, reprezentujący rzeszowski oddział GDDKiA.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

− 5 = 5